czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział LVII

Po wyjściu z sali nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Do korytarza wbiegł Zbyszek. Wskazałam mu salę. Miałam ogromną nadzieję, że uda mu się przekonać Wiktorię do zmiany decyzji. Siedział u niej ponad godzinę. W tym czasie do szpitala przyjechał Michał. Opowiedziałam mu o wszystkim, a przy tym wylałam z siebie masę łez. Siedzieliśmy na ławce przed salą numer 9. W końcu drzwi się otworzyły, wyszedł do nas Bartman.
-I co przekonałeś ją?-patrzyłam prosto w jego zaczerwienione oczy.
-Jej nie da się przekonać. Wiesz jaka jest uparta.-kilka łez spłynęło po jego policzkach. Do Wiktorii udał się lekarz, zabrali ją na blok porodowy. Zbyszek poszedł razem z nimi, chciał być z  nią w tych ostatnich chwilach. Poród nie trwał długo, ponieważ Wika dostała specjalne tabletki na przyspieszenie go. W sali rozległ się głos płaczącego dziecka. Po chwili pielęgniarki wywiozły noworodka. Pozwolono wejść nam do świeżo upieczonych rodziców. A raczej taty, Wiktoria leżała bezwładnie na łóżku, okryta białym płótnem, miała odsłoniętą bladą twarz. Mężczyzna siedzący obok niej mocno trzymał jej rękę.
-Już czas-szepnął lekarz. Zbyszek ucałował usta Wiktorii i przykrył resztę jej ciała płótnem. Winiarski mocno przytulił mnie do siebie, zauważył, że byłam roztrzęsiona. On również nie kłębił w sobie uczuć. Ucałowałam jego policzek, w tym momencie przekonałam się, że to on jest dla mnie najważniejszy. Bartman wyszedł z sali i usiadł na korytarzu.
-Nie chcesz iść do małej?-zapytałam.
-Nie-odburknął i nawet nie drgnął.-Wy do niej idźcie, zobaczcie czy wszystko jest w porządku. Ja muszę zadzwonić do rodziców.-Zrobiliśmy o co prosił. Udaliśmy się do pomieszczenia,  w którym było kilka pustych łóżeczek. Jednak jedno było zajęte. Pielęgniarka wskazała nam właśnie je. Powiedziała, że z małą jest wszystko dobrze.Jednak będzie leżała tutaj sama, bo wszystkie dzieci są w salach razem z matkami. Trochę nas to zasmuciło, ale za około dwa dni będzie można ją odebrać do domu. Malutka była prześliczna miała ciemne włoski i kilka czerwonych krostek na twarzy. Zaczęła płakać więc grzecznie wyproszono nas z sali. Zbyszek nadal nie chciał jej zobaczyć. Przesiedziałam w szpitalu cały dzień, wieczorem do domu zaciągnął mnie Michał. Ta noc była okropna nie mogłam spać, ani znaleźć sobie miejsca. Winiarski kilkakrotnie próbował mnie pocieszyć jednak nic z tego nie wyszło. Rankiem dostałam wiadomość od rodziców Wiktorii, że pogrzeb odbędzie się jeszcze tego dnia o 16. Próbowałam dodzwonić się do Bartmana, ale on  nie odbierał. Postanowiłam pojechać do szpitala. Zbyszek siedział przy łóżeczku wpatrując się w córeczkę.
-Hej dzwoniłam, ale nie odbierałeś. Wiesz o pogrzebie prawda?
-Tak-usłyszałam lekki bełkot w jego mowie.
-Zbyszek czy ty jesteś pijany?
-Nie. Julka musimy porozmawiać.-wzięłam krzesło stojące pod ścianą i ustawiłam je zaraz obok mężczyzny.
-No słucham?
-Chodzi o małą. Wiesz chce dać jej na imię Wiktoria. Co ty na to?-byłam dość zaskoczona.
-Uważam, że to bardzo dobry pomysł. Jeśli będziesz potrzebował pomocy z małą to pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć.
-Mam jeszcze jedną kwestię do obgadania. Chcę, żebyście się nią zajęli.-Podniósł głowę i wpatrywał się w twarz dziewczynki leżącej w łóżeczku.
-Nie rozumiem.
-Bądźcie rodzicami zastępczymi małej.-zamurowało mnie, w życiu nie pomyślałabym, że Zbyszek podejmie taką decyzję.-Wiem jak bardzo staraliście się o dziecko, ja sobie nie dam z nią rady. Nie wrócę do starego mieszkania. Za dużo wspomnień. Wy macie wspaniałe warunki do opieki, wiem również, że będziecie wspaniałymi rodzicami. Ja najprawdopodobniej wyjeżdżam do Włoch. Będę tutaj często wpadał.
-Jesteś tego pewien?
-Tak. Tylko pytanie czy wy się zgadzacie?-złapał mnie za rękę i patrzył prosto w oczy.
-Muszę porozmawiać z Michałem.-zadzwoniłam po Winiara, który w ekspresowym tempie przyjechał pod szpital.
-Michał, Zbyszek chce nam oddać dziecko.
-Słucham?-był równie mocno zaskoczony tą wiadomością.
-Uważa, że nie da sobie rady i chce wyjechać.-opowiedziałam mu o wszystkim, nasza dyskusja zajęła sporo czasu lecz w końcu doszliśmy do wniosku, że zajmiemy się z małą. Powiedzieliśmy o tym Bartmanowi i załatwiliśmy wszystkie papiery adopcyjne. Udaliśmy się do mieszkania i zabraliśmy wszystkie rzeczy jakie były przygotowane na przyjście dziecka. Potem przygotowaliśmy się na pogrzeb. Odbył się w małej kaplicy, która była ozdobiona masą białych róż. Na środku stała trumna, podeszliśmy na chwilkę, żeby ostatni raz pożegnać się z Wiktorią. Wybuchłam płaczem, Michał zabrał mnie stamtąd i usiedliśmy do ławki. Msza była piękna, w kościele była smutna atmosfera. Jednak każdy był pod ogromnym wrażeniem, że Wiktoria zrobiła coś takiego. Po zakończeniu wszystkiego udaliśmy się po małą do szpitala. Ubraliśmy ją w różowy kombinezonik i zawieźliśmy do naszego domu. Pokoik był przygotowany, ułożyłam Wiktorię  w łóżeczku i razem z Michałem przyglądaliśmy się jej przez dłuższy czas. Byliśmy smutni po stracie bliskiej osoby a jednocześnie szczęśliwi, ponieważ w naszym domu w końcu pojawił się tak bardzo wyczekiwany dzidziuś. Wieczorem usłyszałam pukanie do drzwi.
-Hej chciałem się pożegnać.-na podwórku stał Bartman z dwoma walizkami. Wpuściłam go do środka i wskazałam pokój małej.
-Hej kochanie. Tatuś wyjeżdża, ale obiecuje, że będę cię często odwiedzał. Zostawiam cię pod najlepszą opieką. Pamiętaj, że zawsze będę cię kochał, tak bardzo jak kocham twoją mamusię. Jesteście najwspanialszym darem jaki otrzymałem od życia. Za niedługo się zobaczymy.-ucałował jej czółko i zbiegł po schodach. Przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł. Stałam nad łóżeczkiem, kiedy Michał gorąco ucałował mój policzek.
-Dziękuję, że jesteś. Obiecaj, że nigdy mnie nie opuścisz.-mówił z lekko drgającym głosem.
-Obiecuję.-pocałowałam jego usta i wtuliłam się w klatkę piersiową.
--------------------------------------------------------------------------------
Tak strasznie odwlekałam z napisaniem tego rozdziału, ponieważ jest on dla mnie bardzo ważny. To ostatni rozdział jaki się tutaj pojawił, więc chciałam, żeby był jak najlepszy. Jak mi wyszło? Sami oceńcie. Opowiadanie pisałyśmy przez jakiś rok i wydaje i się, że taka ilość postów jaka się tutaj pojawiła jest w sam raz. Mam nadzieję, że wybaczycie nasze przerwy w pisaniu i czasem niedopracowane rozdziały. Mamy zamiar założyć nowego bloga, ale zobaczymy co z tego będzie. Dziękuję Wszystkim, którzy nas czytali, oraz tym, którzy zostawiali miłe komentarze. Żegnam się z Wami Martyna ♥

środa, 21 maja 2014

Rozdział LVI

- Dzień dobry, jak samopoczucie ? - wszedł do sali, w której leżałam już od czterech dni. Próbował coś ukryć pod sztucznym uśmiechem. Takie zachowanie rozpozna się od razu.
- Powiedzmy, że dobrze, ale nie po to tu przyszedł doktor prawda ? - chciałam żeby od razu przeszedł do rzeczy.
- Z dnia na dzień zaskakuje mnie pani co raz bardziej. - oparł się o barierkę łóżka.
- Doktorze ...
- No dobrze nie będę przeciągał. Jest źle i pani o tym wie. Całą noc spędziłem na telefonowaniu do różnych lekarzy. Żaden nic mi nie poradził. Jest tylko jedna opcja. - nagle przerwał monolog, usiadł obok mnie i wpatrywał się w swoje notatki.
- Będę musiała coś wybrać, tak ?
- Dokładnie. Chodzi o to, że jeśli zdecyduje się pani urodzić naturalnie, dziecko będzie w pełni zdrowe, ale pani nie przeżyje. Natomiast jeśli wybierze pani cesarskie cięcie, to może być pani pewna, że będzie pani żyła, ale dziecko może nie przeżyć, albo będzie chorowało przez całe swoje życie. Przykro mi, ale musi pani szybko podjąć decyzję. - wstał z krzesła i wyszedł. Kompletnie nie wiedzialam co mam zrobic. W głowie miałam tylko jedno pytanie 'Dziecko czy ja?' . Nie miałam wiele czasu. Zaledwie w trzydzieści minut podjęłam decyzję. Poinformowalam swoje lekarza. Wypełniłam wszystkie potrzebne dokumenty. Doktor dał mi kilka godzin na spotkanie z znajbliższymi. Postanowiłam, że nie powiem o niczym rodzicom. Wiedziałam, że to głupi pomysł, ale na pewno chcieliby przyjechać jak najszybciej, a i tak już byśmy się nie zobaczyli. Zadzwoniłam do Zuzy. Poprosiłam ją, żeby przyszła jak najszybciej. Zastanawialam się jak mam jej o tym powiedzieć tym bardziej, że jest teraz w totalnej rozsypce.
- Jestem. Przyjechałam najszybciej jak się dało. Co sie dzieje ? - zdyszana pocałowała mnie w policzek i usiadła przy mnie.
- Musze ci coś powiedzieć Zuza. Tylko na początku obiecaj mi, że wysłuchasz mnie do końca.
- No dobrze obiecuje, ale o co chodzi .
- Kilka minut temu podjęłam pewną decyzję. Urodzę naturalnie i dziecko będzie w pełni zdrowe.
- To świetnie ! - przerwała mi. Była taka szczęśliwa. Już dawno nie widziałam na jej twarzytak szczerego uśmiechu, a ja musiałam jej tego pozbawić.
- Tylko, ze jest jeden szczegół. Nie przeżyje porodu. - strasznie trudno było mi opanować to co działo się w mojej głowie, ale wiedziałam, że nie mogę pokazać jej mojej bezsilności.
- Wiktoria ty chyba żartujesz . To przeciez nie może być prawda. Nie teraz ! - taka reakcja była do przewidzenia. Zerwała się z krzesła i podeszła do okna. Nie wiedziałam jak ją uspokoić, co powiedzieć. Płakała coraz głośniej.
- Zuza proszę cię usiądź. - przez chwilę zdołała opanować histerię i wróciła na miejsce.
- I co ? Tak po prostu chcesz mnie zostawić ? - mówiła przez łzy. Nie mogłam spojrzeć jej w oczy.
- Ja nie miałam wyboru. Może to dziwnie zabrzmi w moich ustach, ale dziecko jest najważniejsze. Proszę obiecaj mi, że będziesz pomagać Zbyszkowi. - złapałam ją za dłoń. Była bardzo zimna, a końce palców mokre od wycierania łez.
- Obiecam jeśli ty przyrzekniesz, że nadal będziesz przy mnie i, że będziesz mi pomagać. - przez chwilę siedziałyśmy w ciszy patrząc na siebie. Poczułam, że po policzku spływa łza, a zaraz za nią kolejna. Próbowałam się zebrać w sobie, ale patrząc na Zuzę rozczulałam się jeszcze bardziej.
- Rozmawiałaś już ze Zbyszkiem ? - wydusiła z siebie pytanie.
- Nie. Ma tu być za pół godziny.
- Ja cię bardzo przepraszam, ale ja tu dłużej nie wytrzymam. Muszę wziąć jakieś proszki uspokajające. - wstała z miejsca i nachyliła się w stronę mojej twarzy - Bardzo cię kocham. Nie martw się, pomogę mu. Przepraszam - pocałowała mnie w głowę i wybiegła z sali. Zdążyłam tylko poprawić sobie poduszkę, a do pokoju wpadł Zbyszek.
- Co się stało !? Dlaczego Zuźka płakała ?!  - usiadł na krześle złapał mnie za rękę i wpatrywał się z niepokojem.
- Dzisiaj rodze. Za jakies dwie może trzy godziny. - nie spojrzałam mu w oczy. Wiedziałam,że jeśli to zrobię to wybuchnę płaczem.
- Ale to chyba nie dlatego ona płakała. Proszę powiedz mi o co chodzi.
- Ja umieram Zibi. Powoli umieram. - nie mogłam tak długo trzymać go w niepewności. Opowiedziałam mu wszystko to co Zuzie. Udało mi się zachować spokój, ale widziałam, że z sekundy na sekundę jego oczy robią się bardziej czerwone i szkliste.Nic nie mowił. Siedział, obejmowac moją dłoń swoimi i milczał przez dłuższy czas.
- Dlaczego akurat ty musisz mnie zostawiać ? - mowil zachrypłym i łamiącym się głosem.
- Głuptasie przeciez ja cie nie zostawiam ! I nigdy nie zostawie.
- Ale ja sam nie dam razy z tym wszystkim.
- Nie będziesz sam. Ja też będę. Może nie bedziesz mnie widział, ale zawsze jak o mnie pomyślisz będę tuż obok ciebie. Tam gdzie moje miejsce. - powoli wracał mnie do mnie spokój. W głowie miałam już tą świadomość, że niczego nie zmienie i, że musze najlepiej wykorzystać te pare godzin. Jedyne z czym nie mogłam się pogodzić to to, że w końcu jestem w związku z osobą, która czuje to co ja i muszę to wszystko zostawić.
- Wiesz co ? Tak patrze na ciebie i mam wielką ochotę pójsc z tobą do łóżka.
- Żartujesz sobie ? - podniósł głowę i patrzył z niedowierzaniem.
- Mówię serio. Tyle kobiet sie w tobie kocha, a ja przez tyle czasu miałam cię tylko dla siebie.
- Nadal mnie masz i miec będziesz.
- Nie żartuj. Masz sobie kogoś znaleźć, kogoś idealnego. Kobiete, która bedzie pasowac do ciebie jak żadna inna.- patrzylam mu ciągle w oczy i jeszcze nigdy nie widzialam go w takim stanie. Odpowiadał normalnie, ale widać było, że nawet najkrótsze słowo sprawia mu trudności.
- Ale ja już znalazłem i nie chcę innej. Żadna nie będzie taka jak ty. Żadna ci nie dorówna. Żadna nie będzie wystarczająco piękna, mądra, seksowna mam wymieniać dalej ?
- Zbyszek nie możesz byc do konca życia sam.
- Przecież ty będziesz i to mi wystarczy.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
No więc to moj ostatni rozdział w tym opowiadaniu. Dawo już miałam wymyślone zakonczenie historii Zbyszka i Wiktorii, ale jeszcze kilka dni temu zastanawiałam się czy nie zmienic na szczęśliwe. Nie zmieniłam, bo stwierdziłam, że tak musi być. Przez całe opowiadanie zawsze ktoś był komu nie podobał się ten związek, więc uznałam, że pójdę na rękę bohaterom i rozdziele ich na samym końcu tak jak rozdzieliłam na początku Wiktorie i Piotrka. Na dniach pojawi się ostatni post, który napisze Martyna. Mam nadzieję, że historia, którą Wam opowiadałam przez prawie rok podobała się i, że te wszystkie opóźnienia szybko nam wybaczyłyście. Ja się z Wami żegnam i z całego serca dziękuję tym osobom, które nas czytały. Mogę Was zapewnić, że w przeciągu miesiąca powstanie nasze drugie opowiadanie, które na pewno pojawi się na tym blogu, żebyście mogły go znaleźć. Dziękuję i do napisania ! <3 Patrycja.

piątek, 9 maja 2014

Rozdział LV

Siedziałam na kanapie w starym dresie z kilkoma dziurami, przeżuwając ostatni kęs kanapki, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Założyłam ciepłe kapcie i udałam się do przedpokoju. Za drzwiami stał Zbyszek.
-Co się stało?
-Wiktoria jest w szpitalu-mówił zmarnowanym głosem.
-Coś poważnego?-ta wiadomość bardzo mnie zaniepokoiła. 
-Jeszcze nie wiadomo ale musi zostać na kilka dni w szpitalu. Mam do ciebie prośbę mogłabyś pojechać do nas i ogarnąć jakieś rzeczy dla niej? 
-No jasne, tylko się przebiorę. Wejdź.-otworzyłam szeroko drzwi i zaprosiłam go do środka. Wysoki mężczyzna wszedł za mną i usiadł na krześle, ja pobiegłam na górę. Powiedziałam o wszystkich Michałowi, przebrałam się w jakieś bardziej ogarnięte ubrania i zbiegłam na dół. Bartman nadal siedział na miejscu był bardzo zamyślony. 
-Jestem gotowa możemy jechać-ruszyliśmy do samochodu. Do ich mieszkania nie jechaliśmy długo, ale w aucie panowała dość niezręczna cisza.
-Dobra to powiedz co mam jej spakować-powiedziałam stojąc na środku mieszkania.
-No wiesz takie rzeczy do szpitala.
-Daj mi jakąś torbę albo walizkę.-przyniósł szarą torbę, do której spakowałam pidżamę, dwie koszulki, spodnie dresowe, szlafrok, i wszystkie inne rzeczy związane z higieną.
-Proszę bardzo-uśmiechnęłam się i przekazałam u torbę wypakowaną po brzegi.
-A może pojedziesz ze mną? Będzie jej miło.-zgodziłam się. Po kilkunastu minutach byliśmy przed szpitalem. Obawiałam się tam wchodzić bo miałam świadomość tego, że Wiktoria leży na oddziale, na którym znajdują się tylko kobiety w ciąży. Zbyszek zaprowadził mnie do sali, na której leżała Wiktoria. Była z inną kobietą. 
-Hej.-weszłam i szeroko uśmiechnęłam się do Wiki.
-Zuza jak miło cię widzieć.-próbowała się podnieść jednak wystarczył wzrok Zbyszka, żeby leżała spokojnie w łóżku. Rozmawiałyśmy przez dłuższą chwilę, opowiedziała mi o stanie ich zdrowia. Ciągle powtarzała, że nie martwi się o siebie tylko o małą. Starałam się nie myśleć o moich problemach z zajściem w ciążę, teraz byłam przy niej, żeby ją wspierać. Do sali otworzyły się drzwi, myślałam, że to ktoś w odwiedziny do kobiety, która leżała na sąsiednim łóżku. Myliłam się. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka z dzieckiem na ręku. Widać było, że jest tuż po porodzie. Pielęgniarka ułożyła je w rękach matki. Myślałam, że pęknie mi serce. Przypomniałam sobie o tym, że najprawdopodobniej nigdy nie będę mogła mieć własnego dziecka. Wiktoria widziała wyraz mój twarzy, nie wytrzymałam wyszłam z sali i zadzwoniłam po Winiara. Przyjechał bardzo szybko. 
-Co się stało?-był bardzo zaniepokojony.
-Znów widziałam maleńkie dziecko, taką kruszynkę.-po moich policzkach spływało coraz więcej łez. 
-Spokojnie.-Michał przytulił mnie do siebie. Poszedł na chwilę do Wiktorii, ja zostałam na korytarzu.  Mężczyzna wrócił po kilku minutach. Nie miałam ochoty wracać do sali, udaliśmy się do wyjścia. Czułam, że nasze małżeństwo zaczyna się sypać. Byliśmy ze sobą tak krótko. Postanowiliśmy, że za kilka dni udamy się do ośrodka adopcyjnego.
                                                        ~*~

Wiktoria leży w szpitalu już od kilku dni. Bada ją wielu lekarzy i żaden nie jest pewny swojej teorii. Kilku z nich każe spodziewać się najgorszego, ale żadne z nas nie chce dopuścić do siebie tej myśli, a w szczególności Zbyszek.
-----------------------------------------------------------------------------
Kolejna przerwa i kolejny słaby post. Nie wiem co się ostatnio dzieje, chyba wypadałam z rytmu. Jednak mam nadzieję, że będziecie nadal tu zaglądać. Pozdrawiam Martyna :)

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział LIV

Od wygrania Mistrzostw Świata minęło już ponad pół roku. Od dwóch dni strasznie bolą mnie plecy, ale lekarz mówi, że za dużo chodzę i nadwyrężam kręgosłup. Nie moge całymi dniami siedzieć i nic nie robić. Sezon powoli dobiega końca. Zbyszek dostał dużo ofert zza granicy. Nikomu jeszcze nie mówił, że podjął już decyzję, a raczej razem ją podjęliśmy, bo postanowiliśmy utrzymać to w tajemnicy. Termin porodu mam na 30 maja. Musze sie pomęczyć jeszcze 3 tygodnie z brzuchem i z przyszłym piłkarzem, który nie daje mi spać w nocy już od miesiąca. Nie znam płci dziecka. Stwierdziłam, że to będzie niespodzianka dla wszystkich. Imion też nie mamy wybranych, są pewne sugestie, ale znając nas zmienimy je jeszcze ze sto razy. Od kiedy pojawił mi się brzuch, Zbyszek stał się bardziej opanowany w życiu prywatnym. Czasami swoją spokojnością mnie zadziwiał. Wszyscy to zauważyli nie tylko ja. Lubiłam takiego Bartmana. Troskliwego i opiekuńczego, ale czasami aż za bardzo. Wszystko było dobrze, ale jedyne co mnie niepokoiło to to, że Zuza próbuje mnie unikać. Nie mieszkamy już razem i nie możemy ze sobą codziennie rozmawiać, ale wiem, że to wszystko spowodowane jest właśnie moją ciążą. Rozmawiałam z Michałem już kilka razy i powiedział mi, że starają się jak mogą, ale wszystko na nic. Mówił też, że boi się, że Zuza wpadnie w depresje, co jest możliwe. Strasznie mi jej brakuje w niektórych momentach. Dzwonie do niej, ale nie odbiera, a jak już odbierze to rozmowa nie trwa nawet trzech minut.  Mam wielką nadzieję, że uda im się w końcu i wszystkie nasze kontakty wrócą do normy. W dodatku od kilku dni mama ciągle mi truje, że urodze dziecko nie mając ślubu. Męczy mnie to, dobrze wie, że nie łatwo jest być ze sportowcem, a wierci mi dziure od tygodnia. Rozmawiałam ze Zbyszkiem na ten temat i uzgodniliśmy, że pobierzemy się zaraz po narodzinach dziecka. Dzisiaj wieczorem mają przyjechać rodzice Zbyszka. Jego mama stwierdziła, że musi mnie pilnować i zostanie u nas aż do narodzin. Nie uśmiecha mi się to zbytnio, bo znając ją nie pozwoli mi nawet samej zrobić sobie jedzenia.
- Jedziesz już ? - stałam już cała ubrana i czekałam aż przyjedzie Zbyszek.
- Możesz schodzić na dół, zaraz podjade. Tylko uważaj. - przez ostatni miesiąc nie słysze nic innego niż 'uważaj'. Już nie mogę się doczekać, kiedy urodzę i będę mogła wrócić do swoich zajęć. W szpitalu byliśmy troche przed czasem, ale doktor przyjął mnie bez problemu. Standardowo najpierw USG, a później sprawdzenie mojego stanu zdrowotnego. Wszystko było tak jak zwykle, tylko zaniepokoiła mnie mina lekarza.
- Chciałbym jeszcze zamienić z panią dwa słowa - wskazał wzrokiem mi krzesło i równocześnie usiedliśmy.
- Proszę mi powiedzieć, czy piła pani od naszego ostatniego spotkania ? - ściągnął okulary i stale mi się przyglądał.
- Nie ? Coś nie tak z dzieckiem prawda ? - wiedziałam, że ta jego wcześniejsza mina coś znaczy.
- Ma zaburzony rytm serca tak jak pani, a ostatnio tego nie było. Coś musiała pani zażyć. Jeśli teraz pani powie co to było, to możemy jeszcze temu zapobiec.
- Nie piłam, nie paliłam, nie ćpałam. Przez ostatni miesiąc jem same warzywa i wszystko co zielone. Już nie mogę patrzeć na ogórki.
- W takim razie musiałem coś przeoczyć w trakcie badań. Musi pani zostać dzisiaj w szpitalu. Przeprowadzimy od nowa badania i zobaczymy co z tego wyniknie.
- Zobaczymy co z tego wyniknie ? Pan sobie chyba żartuje ! Życie dziecka jest zagrożone, a pan będzie wszystko od początku zaczynał ?! Przypominam panu, że ciąża nie trwa dwa tygodnie tylko dziewięć miesięcy ! - strasznie mnie zdenerwował. Jeszcze kilka chwil i chyba bym mu coś zrobiła, ale poczułam przeszywający ból w kręgosłupie. Tak bardzo bolało, że trudno było mi nabrać powietrza.
- Niech pani usiądzie i się uspokoi. Stres teraz to nasz największy wróg. Zaraz powiadomię pani męża, żeby przywiózł jakieś osobiste rzeczy, bo zostaje pani w szpitalu. - założył swoje okulary i wyszedł. Siedziałam ciągle w tym samym miejscu i czułam jak ból powoli ustaje. Kiedy wyszłam z gabinetu Zbyszka już nie było. Pielęgniarka zaprowadziła mnie na salę i wskazała mi łóżko, które tymczasowo należeć będzie do mnie. Przez cały dzień robili mi badania, wszystkie od początku. Wieczorem dzwoniła do mnie mama. Nic jej jeszcze nie mówiłam, że jestem w szpitalu i mam zamiar w ogóle jej o tym nie wspominać.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Straaaaaaaaasznie długa przerwa, wiem. Nie mam nic na swoją obronę, bo to ja zawaliłam .. Jakoś ostatnio brak chęci do pisania mnie nęka. Gdyby nie ciągłe trucie Martyny, chyba nie dodałabym dzisiaj tego. Mam nadzieję, że wrócicie do czytania i komentowania, a ja wrócę do pisania. Patrycja.

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział LIII

Cały finałowy mecz wiernie kibicowałyśmy polskiej drużynie, a kiedy wygrali cieszyłyśmy się jak małe dzieci. Kiedy Igła zabrał Wiktorię ze sobą ja udałam się do Winiarskiego. Zaręczyny były piękne i wzruszające. Już zbierałam się do wyjścia a Michał do szatni, ale Wika przejęła mikrofon. Po usłyszeniu słów o jej ciąży, nogi ugięły się pode mną. Nie wiedziałam jak mam się zachować, poczułam jak Winiar mocniej zacisnął moją rękę. Miałam ochotę wybiec z sali, ale nie chciałam robić scen. Myślałam tylko o tym żeby łzy szklące się moich oczach nie zaczęły spływać po moich oczach.
-Spokojnie-usłyszałam jak Michał mówi po cichu kiedy zobaczył Wiktorię i Zbyszka idących w naszą stronę.
-Idę do toalety, jak się przebierzesz i wyjdziesz z szatni to daj mi znać.-szłam jak najszybciej potrafię. Weszłam do łazienki i stanęłam naprzeciw lustra. Wtedy nie martwiłam się, że mam mokre policzki od łez. Po 10 minutach Winiar zapukał do drzwi.
-Choć i nie rób tam tylko scen.-przetarł ręką moją twarz i wyszliśmy na podwórko, tam stał Bartman i Wika.
-Czemu tak uciekłaś?-zaczęła wesoła dziewczyna.
-Zrobiło mi się niedobrze.
-No no gratuluję-Michał za wszelką cenę próbował mnie uciszyć, zaczął ich przytulać i gratulować.
-Gratulacje.-na mojej twarzy przez chwilę widniał wymuszony uśmiech.
-Zuza co z tobą?-Zbyszek złapał mnie za ramię.
-Wiktoria ci nic nie mówiła?-byłam zła na cały świat.
-O czym miała mi mówić?-Był bardzo zdziwiony. Zanim zdążyłam odpowiedzieć Winiar znów przybył, aby uratować sytuację.
-Zuzia ma ostatnio ciągle migrenę dlatego taka jest.-złapał mnie za rękę i pociągnął do samochodu. Do hotelu jechaliśmy w ciszy, nawet nie włączyliśmy radia.
-Musiałaś prawda?-zaczął kiedy byliśmy w pokoju.
-O co ci chodzi?
-Musiałaś pokazać jaka to ty jesteś smutna i pokrzywdzona?
-Skończ proszę cię.
-Nie nie skończę! Mogła byś chociaż raz nie martwić się o sobie, tylko cieszyć się z czyjegoś szczęścia?!
-Nie potrafię się teraz cieszyć zrozum to!
-A myślisz, że mi jest łatwo?! Myślisz, że ja nie chcę mieć dziecka?!
-Wiesz sama nie wiem.
-Ja po prostu nie łażę do każdego i mu się nie żalę! Gadałem z Kubiakiem, jemu tez musiałaś powiedzieć o naszych problemach prawda?
-Ty mnie nie chcesz już słuchać! Muszę z kimś o tym porozmawiać!
-To idź do psychologa i tam rozmawiaj o swojej bezpłodności a nie rozgadujesz o tym każdemu jak leci.-po tych słowach wybuchłam płaczem.
-Idę na imprezę, świętować wygranie. Właśnie wygraliśmy, mówię ci bo chyba nie zauważyłaś. Nawet nie pogratulowałaś żadnemu z nas. Jak chcesz choć ze mną.
-Nie dziękuję.-położyłam się na łóżku, słyszałam jak Michał wziął prysznic, przebrał się i wyszedł trzaskając drzwiami. Ja zostałam sama z moimi myślami. Zastanawiałam się dlaczego wszystkim się udaje tylko nie nam. Po godzinie Michał znów pojawił się w pokoju.
-Zuzia przepraszam.-kucnął obok łóżka.
-Nie to ja przepraszam. Masz rację muszę przestać opowiadać o tym wszystkim.
-Nie powinienem tak na ciebie krzyczeć. To się więcej nie powtórzy. Choć ze mną na dół, wszyscy się o ciebie pytają.
-Wiesz wykrakałeś i teraz na prawdę mam migrenę. Wezmę jakąś tabletkę i położę się spać.-ucałowałam jego usta, mężczyzna wstał i wrócił na imprezę. Ja wzięłam kąpiel i położyłam się spać.
----------------------------------------------------------------------
No w końcu napisałam. Nic ciekawego, wiem, ale nie miałam pomysłu na nic innego. Następny będzie lepszy mogę wam to zagwarantować. Zapraszam do  zaglądania tutaj. Pozdrawiam Martyna ♥

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział LII

Finałowy mecz zaczął się dla nas idealnie. Wszystko zaczęło się od kibiców, którzy odśpiewanym hymnem jeszcze bardziej naładowali chłopaków pozytywną energią. Emocje od samego początku były niesamowite. Graliśmy o tytuł Mistrza Świata z drużyną, którą wiele razy pokonywaliśmy już w innych rozgrywkach, ale zawsze było ciężko tego dokonać. Ich charakterystyczne żółte koszulki i granatowe spodenki nie sposób było pomylić z jakimś innym krajem niż Brazylia. Obie drużyny wytoczyły swoje największe działa. Nasz skład był taki sam jak we wcześniejszych dwóch wygranych meczach. W przyjęciu był Winiarski i Kurek. Rozegranie należało do Łukasza, a środek do Piotrka i Marcina. Igła jako libero i Bartman na ataku. Pierwszy set był bardzo zacięty. Wygrała go Brazylia na przewagi 28:26. W drugim secie od początku Polacy rozdawali karty. Wygraliśmy go bez żadnych problemów i doprowadziliśmy do remisu. Trzecią partię wygrali Canarinhos. Nasi siatkarze walczyli jak tylko potrafili. Udało im się wyrównać wynik meczu i doprowadzili do tie-break'a. Przy stanie punktów 8:7 dla Polski i przy zmianie stron nasz kapitan źle stanął i jego lewy staw skokowy nie pozwolił mu zagrać do końca. Wszedł za niego Grzesiek Kosok i zagrał jeszcze lepiej. Akcje, które przeprowadzali Polacy były idealne. Brazylijczycy nie potrafili znaleźć sposobu, żeby zatrzymać w ataku Zbyszka, a przy zagrywce Bartka. O godzinie 22:10 Polska miała pierwszą piłkę meczową i swoją zagrywkę. Anastasi wszystko dobrze sobie przeanalizował i zmienił Kosoka na Ruciaka. Miał tylko jedno zadanie. Skończyć mecz. I zrobił to. Idealnie trafił między Murillo, a Sergio. W jednej chwili w Spodku zrobiło się tak głośno, że mógł to usłyszeć nawet Gdańsk. Radość była niesamowita, a smak wygranej jeszcze lepszy.
                                                                              ***
Zaraz po całej ceremonii zgasły wszystkie światła w Katowickim Spodku. Wszyscy myśleli, że to chwilowa awaria. Stojąc w ciemności każdy wyciągał swój telefon, po kilku minutach Spodek stał się jedną z najbardziej magicznych hal na świecie w tym momencie. Ktoś przyszedł do naszego sektora i złapał mnie za rękę
- Chodź ze mną - powiedział męski głos. Rozpoznałam go.
- Krzysiek możesz mi powiedzieć gdzie mnie ciągniesz ? - byłam w lekkim szoku.
- Nie gadaj tylko chodź - odpowiedział, ciągnąc mnie jeszcze bardziej i przyspieszając kroku. Staliśmy koło dekoracji, kiedy wodzirej całej imprezy, niezastąpiony i najlepszy Marek Magiera zaczął mówić: "Szanowni państwo, światła zgasły nie przypadkowo, nie ma żadnej awarii wszystko jest pod kontrolą. - zaczął spokojnym głosem.
- O co chodzi ? - wyszeptałam do Krzyśka na ucho. Ten mnie tylko szturchnął, żebym nie gadała i dalej słuchał Magiery. "Mianowicie, zostałem wkręcony w pewien spisek.."- rozglądnął się dookoła i patrzył na całą polską kadrę, szeroko się do nich uśmiechając. "Jako, że bardzo mi się spodobał, zgodziłem się. Teraz mam takie małe pytanie.." - powiedział szukając kogoś w tłumie siatkarzy. "Gdzie jest Igła ?" - zapytał mrużąc oczy. Ignaczak ruszył w jego stronę, a kibice automatycznie zaczęli klaskać. Wziął od Marka mikrofon, pomachał kibicom i zaczął mówić: "Jak gdzie Igła ? Tam gdzie zawsze, w stogu siana!"- jak zwykle humor go nigdy nie opuszczał. Stałam ciągle w tym samym miejscu i patrzyłam na dobrze bawiącego się Igłę.
- Luzuj koleżanko - powiedział Winiarski zachodząc mnie od tyłu.
- O, może ty mi powiesz co tu jest grane ? - zapytałam czekając na jego reakcję.
- Zaraz się dowiesz - uśmiechnął się i poszedł w stronę Zuzy stojącej z 10 metrów za mną.
"Wiktoria Podsiadło. Tą panią chyba już znacie. Chodź tu młoda - najlepszy libero świata wyciągnął rękę w moją stronę, a ja stałam jak wryta. Rozglądałam się dookoła, upewniając czy to na pewno o mnie mu chodzi. Słyszałam jak chłopacy mówili, żebym szła, a ja nie mogłam ruszyć się z miejsca.
- Daj mi rękę - wyszeptał do mojego ucha dobrze znany mi mężczyzna. Bez zastanowienia podałam mu dłoń. Ruszyliśmy w stronę Ignaczaka. Światło było skierowane tylko na naszą trójkę. Zbyszek ciągle trzymał mnie za rękę.
- Zrobiłem co mogłem. Nie musisz dziękować - Krzysiek szturchnął Zbyszka, oddał mu mikrofon i odsunął się na bok. Nie wiedziałam co oni wyprawiają.
- Wiktoria .. - stanął na wprost mnie i złapał mnie za rękę. Kilka sekund staliśmy w ciszy, ale po chwili Zbyszek puścił moją dłoń i powoli ukląkł. W tym momencie doszło do mnie, że zaraz mi się oświadczy na oczach całej Polski, a mi powoli zaczęły się uginać nogi. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje, z wrażenia otworzyłam buzie i szybko zakryłam ją dłonią.
- Wiele razem przeszliśmy i chciałbym, żebyś była ze mną do końca życia. - wyciągnął rękę w moja stronę trzymając w niej już otwarte czerwone, zamszowe pudełeczko, w którym na samym środku widniał pierścionek. - Zostaniesz moją żoną ? - uśmiechnął się i czekał na moja odpowiedź. Słowa nie mogłam wypowiedzieć. Ilość ludzi, która była wokół mnie i wszyscy na trybunach paraliżowali mnie. W głowie miałam tylko jedno słowo "tak", ale jedyne na co było mnie stać w tym momencie to pokiwanie twierdząco głową. Zbyszek wstał i wsunął pierścionek na mój palec, po czym zbliżył się do mnie i mocno przytulił. Wszyscy ludzie zaczęli bić brawa, a chłopacy stojąc obok nas nie żałowali szampana. Do głowy przyszedł mi jeden pomysł. Pomyślałam, że to idealna chwila. Wzięłam mikrofon od Zbyszka i wróciłam na wcześniejsze miejsce.
- Korzystając z okazji. Mam taką małą wiadomość. - rozejrzałam się po całej widowni i przy końcu wzrok swój zawiesiłam na Zbyszku, który stał między Ignaczakiem, a Kurkiem. - Panie Bartman, będzie pan tatą - obserwowałam jego wyraz twarzy. Przez chwilę tak jakby zamienił się w kamień, a po chwili podbiegł do mnie i zrobił to co robi najlepiej pomijając siatkówkę. Obejmował mnie tak mocno i całował tak namiętnie, że przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. Nic nie słyszałam, co działo się wokół nas, kompletnie. Wiedziałam, że zaczynamy razem coś nowego. Powoli docierało do mnie, że mam już prawie swoją rodzinę i chyba pora do tego dorosnąć.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I udało się ! Napisałam ! Nawet nie wiecie jak długo główkowałam nad tym rozdziałem, żeby był jak najlepszy. :D Było ciężko, ale jest. Nie najlepszy i nie najgorszy :D Mam nadzieję, że zostawicie coś po sobie, jakieś sugestie czy coś :) Jest funkcja komentowania z "anonima", więc nawet jeśli nie macie konta to zrobiłyśmy wszystko, żebyście mogły komentować, chwalić i krytykować, więc teraz czekam na Was ! <3
Pozdrawiam Was bardzo mocno ! - Patrycja.

piątek, 7 marca 2014

Rozdział LI

Pierwszy dzień wolnego tak jak wspominała Wiktoria spędziliśmy w klubie. Było całkiem fajnie, kiedy wróciliśmy do hotelu byliśmy tak zmęczeni, że wzięliśmy wspólny prysznic i położyliśmy się spać. Kolejnego dnia obudziły nas promienie słońca wpadające przez okno, które znajdowało się naprzeciwko łóżka, oraz obsługa, która przyniosła śniadanie. Zjedliśmy dość szybko, potem poszła trochę się ogarnąć do łazienki.
-Może już czas?-Michał zaczął kiedy wyszłam z łazienki.
-Mam zrobić test?
-A masz jakiś?
-No mam.
-To może zrób.-od dłuższego czasu staraliśmy się o dziecko. Michał strasznie tego pragnął. Wróciłam do łazienki i zrobiłam test.
-I co?-Winiarski stał pod drzwiami.
-Trzeba chwilę zaczekać.-po kilku minutach spojrzałam na test.
-Co się stało?-Michał otworzył gwałtownie drzwi kiedy usłyszał głośne stuknięcie. Rzuciłam testem do zlewu dość mocno.
-Kochanie to nic.-mówił i przytulał do siebie kiedy zauważył łzy w moich oczach. Po raz kolejny nam się nie udało.
-Przepraszam, wiem jak bardzo chcesz tego dziecka.
-Będziemy starać się dalej.
-Nie rozumiesz, że to nic nie da! Muszę się przebadać.-usiadłam na krześle, a mężczyzna kucnął obok mnie.
-Przebadamy się oboje kiedy wrócimy. A teraz spokojnie.-przetarł łzę spływającą po moim policzku.
-Czasem myślę jakby to było, gdybym wtedy nie poroniła.
-Nie myśl o tym. To się stało i teraz nic na to nie poradzimy. Jeżeli któreś z nas nie będzie mogło mieć dzieci, są inne możliwości. Możemy zaadoptować.
-Ale ja chcę mieć dziecko z tobą, a nie czyjeś.-nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że nie będę mogła dać mu dziecka.
-Wszystko będzie dobrze, a teraz sie uspokój. Może wybierzemy się na miasto? Chcę ten dzień spędzić tylko z tobą.-ucałował moją rękę, która wciąż obejmował swoimi dłońmi.
-Dobrze.-poprawiłam makijaż i byłam gotowa do wyjścia.Udaliśmy się na miasto, długo spacerowaliśmy i rozmawialiśmy. Potem poszliśmy na kawę do małej, bardzo przytulnej knajpki. Znajdowało się w niej dość sporo znajomych osób. Była również koleżanka Michała.
-Kochanie mogę cie na chwilę przeprosić?
-No jasne.-uśmiechnęłam się i patrzyłam jak podchodzi do koleżanki. Byłam w nich tak wpatrzona, że nie usłyszałam kiedy ktoś dosiada się do mojego stolika.
-A ty gdzie się tak patrzysz?-usłyszałam znajomy głos, na przeciwko mnie siedział Michał Kubiak.
-Nigdzie-rzuciłam sucho i napiłam się kawy.
-Czy kiedyś będziemy mogli w końcu ze sobą normalnie pogadać?-patrzył prosto w moje oczy, czułam się dość niezręcznie.
-Przecież rozmawiamy-próbowałam uciec wzrokiem.
-No to opowiadaj co u ciebie?
-Może być a  u ciebie?
-Urodziła nam się córeczka, ma na imię Pola.-nie wiem dlaczego, ale kiedy ktoś zaczynał mówić o dzieciach z moich oczu od razu zaczynały płynąć łzy. Tak było i tym razem.
-Powiedziałem coś nie tak? Przecież nie chciałaś ze mną być, wybrałaś Winiarskiego.-wytarłam mokre policzki od łez.
-Nie o to chodzi.
-No to o co?
-Już od dłuższego czasu staramy się z Michałem o dziecko.
-Iii?
-No i nie mogę zajść w ciążę.
-Może powinniście się przebadać.
-Wiem, ale się boję.
-Boisz się, że nie to ty nie możesz mieć dzieci?
-Nie, tego nie boję się aż tak bardzo, wiem że Michał mi pomoże i damy sobie radę. Bardziej boję się tego, że to on jest bezpłodny.
-Ale jak to? Przecież byłaś już w ciąży.
-Nie jestem pewna czy to było jego dziecko, wtedy spotykaliśmy się.-Nie wiem dlaczego to powiedziałam, ale wiem, że bardzo tego żałowałam.
-Czy chcesz  powiedzieć, że to mogło być moje dziecko?-na twarzy Kubiaka pojawił się grymas.
-Dobra nieważne.-próbowałam jak najszybciej skończyć ten temat.
-Nie wiem jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć.
-Próbowałam. Wiesz kiedy wtedy przyszłam chciałam ci powiedzieć, że chcę zostać z tobą. Jednak kiedy zobaczyłam Monikę, nie mogłam tego zrobić. Teraz jestem szczęśliwa z Michałem.-po raz kolejny żałowałam wypowiedzianych słów.
-Nie wiem co mam teraz powiedzieć.-spuścił głowę i siedział w bezruchu.
-Najlepiej to powiedz, że jesteś szczęśliwy z Moniką. Gratuluję córeczki.-jeszcze kilka łez spłynęło po moim policzku. Kubiak złapał moją rękę i nie odzywał się, odsunęłam dłoń, wzięłam torebkę i udałam sie do Winiara. Mężczyzna zapłacił i udaliśmy się do hotelu. Ten dzień był naprawdę męczący i smutny. Jednak następne były co raz lepsze, bez najmniejszego problemu chłopcy wygrali półfinał, a Michał powiedział, że na ostatnim meczu szykuje się coś większego. Już nie mogę się doczekać.
-------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam was bardzo mocno, że musieliście tyle czasu czekać na post. PATRYCJA 100 LAT 100 LAT !!!!!!!!!!! Zapraszam do komentowania i zaglądania tutaj. Pozdrawiam Martyna ♥