środa, 21 maja 2014

Rozdział LVI

- Dzień dobry, jak samopoczucie ? - wszedł do sali, w której leżałam już od czterech dni. Próbował coś ukryć pod sztucznym uśmiechem. Takie zachowanie rozpozna się od razu.
- Powiedzmy, że dobrze, ale nie po to tu przyszedł doktor prawda ? - chciałam żeby od razu przeszedł do rzeczy.
- Z dnia na dzień zaskakuje mnie pani co raz bardziej. - oparł się o barierkę łóżka.
- Doktorze ...
- No dobrze nie będę przeciągał. Jest źle i pani o tym wie. Całą noc spędziłem na telefonowaniu do różnych lekarzy. Żaden nic mi nie poradził. Jest tylko jedna opcja. - nagle przerwał monolog, usiadł obok mnie i wpatrywał się w swoje notatki.
- Będę musiała coś wybrać, tak ?
- Dokładnie. Chodzi o to, że jeśli zdecyduje się pani urodzić naturalnie, dziecko będzie w pełni zdrowe, ale pani nie przeżyje. Natomiast jeśli wybierze pani cesarskie cięcie, to może być pani pewna, że będzie pani żyła, ale dziecko może nie przeżyć, albo będzie chorowało przez całe swoje życie. Przykro mi, ale musi pani szybko podjąć decyzję. - wstał z krzesła i wyszedł. Kompletnie nie wiedzialam co mam zrobic. W głowie miałam tylko jedno pytanie 'Dziecko czy ja?' . Nie miałam wiele czasu. Zaledwie w trzydzieści minut podjęłam decyzję. Poinformowalam swoje lekarza. Wypełniłam wszystkie potrzebne dokumenty. Doktor dał mi kilka godzin na spotkanie z znajbliższymi. Postanowiłam, że nie powiem o niczym rodzicom. Wiedziałam, że to głupi pomysł, ale na pewno chcieliby przyjechać jak najszybciej, a i tak już byśmy się nie zobaczyli. Zadzwoniłam do Zuzy. Poprosiłam ją, żeby przyszła jak najszybciej. Zastanawialam się jak mam jej o tym powiedzieć tym bardziej, że jest teraz w totalnej rozsypce.
- Jestem. Przyjechałam najszybciej jak się dało. Co sie dzieje ? - zdyszana pocałowała mnie w policzek i usiadła przy mnie.
- Musze ci coś powiedzieć Zuza. Tylko na początku obiecaj mi, że wysłuchasz mnie do końca.
- No dobrze obiecuje, ale o co chodzi .
- Kilka minut temu podjęłam pewną decyzję. Urodzę naturalnie i dziecko będzie w pełni zdrowe.
- To świetnie ! - przerwała mi. Była taka szczęśliwa. Już dawno nie widziałam na jej twarzytak szczerego uśmiechu, a ja musiałam jej tego pozbawić.
- Tylko, ze jest jeden szczegół. Nie przeżyje porodu. - strasznie trudno było mi opanować to co działo się w mojej głowie, ale wiedziałam, że nie mogę pokazać jej mojej bezsilności.
- Wiktoria ty chyba żartujesz . To przeciez nie może być prawda. Nie teraz ! - taka reakcja była do przewidzenia. Zerwała się z krzesła i podeszła do okna. Nie wiedziałam jak ją uspokoić, co powiedzieć. Płakała coraz głośniej.
- Zuza proszę cię usiądź. - przez chwilę zdołała opanować histerię i wróciła na miejsce.
- I co ? Tak po prostu chcesz mnie zostawić ? - mówiła przez łzy. Nie mogłam spojrzeć jej w oczy.
- Ja nie miałam wyboru. Może to dziwnie zabrzmi w moich ustach, ale dziecko jest najważniejsze. Proszę obiecaj mi, że będziesz pomagać Zbyszkowi. - złapałam ją za dłoń. Była bardzo zimna, a końce palców mokre od wycierania łez.
- Obiecam jeśli ty przyrzekniesz, że nadal będziesz przy mnie i, że będziesz mi pomagać. - przez chwilę siedziałyśmy w ciszy patrząc na siebie. Poczułam, że po policzku spływa łza, a zaraz za nią kolejna. Próbowałam się zebrać w sobie, ale patrząc na Zuzę rozczulałam się jeszcze bardziej.
- Rozmawiałaś już ze Zbyszkiem ? - wydusiła z siebie pytanie.
- Nie. Ma tu być za pół godziny.
- Ja cię bardzo przepraszam, ale ja tu dłużej nie wytrzymam. Muszę wziąć jakieś proszki uspokajające. - wstała z miejsca i nachyliła się w stronę mojej twarzy - Bardzo cię kocham. Nie martw się, pomogę mu. Przepraszam - pocałowała mnie w głowę i wybiegła z sali. Zdążyłam tylko poprawić sobie poduszkę, a do pokoju wpadł Zbyszek.
- Co się stało !? Dlaczego Zuźka płakała ?!  - usiadł na krześle złapał mnie za rękę i wpatrywał się z niepokojem.
- Dzisiaj rodze. Za jakies dwie może trzy godziny. - nie spojrzałam mu w oczy. Wiedziałam,że jeśli to zrobię to wybuchnę płaczem.
- Ale to chyba nie dlatego ona płakała. Proszę powiedz mi o co chodzi.
- Ja umieram Zibi. Powoli umieram. - nie mogłam tak długo trzymać go w niepewności. Opowiedziałam mu wszystko to co Zuzie. Udało mi się zachować spokój, ale widziałam, że z sekundy na sekundę jego oczy robią się bardziej czerwone i szkliste.Nic nie mowił. Siedział, obejmowac moją dłoń swoimi i milczał przez dłuższy czas.
- Dlaczego akurat ty musisz mnie zostawiać ? - mowil zachrypłym i łamiącym się głosem.
- Głuptasie przeciez ja cie nie zostawiam ! I nigdy nie zostawie.
- Ale ja sam nie dam razy z tym wszystkim.
- Nie będziesz sam. Ja też będę. Może nie bedziesz mnie widział, ale zawsze jak o mnie pomyślisz będę tuż obok ciebie. Tam gdzie moje miejsce. - powoli wracał mnie do mnie spokój. W głowie miałam już tą świadomość, że niczego nie zmienie i, że musze najlepiej wykorzystać te pare godzin. Jedyne z czym nie mogłam się pogodzić to to, że w końcu jestem w związku z osobą, która czuje to co ja i muszę to wszystko zostawić.
- Wiesz co ? Tak patrze na ciebie i mam wielką ochotę pójsc z tobą do łóżka.
- Żartujesz sobie ? - podniósł głowę i patrzył z niedowierzaniem.
- Mówię serio. Tyle kobiet sie w tobie kocha, a ja przez tyle czasu miałam cię tylko dla siebie.
- Nadal mnie masz i miec będziesz.
- Nie żartuj. Masz sobie kogoś znaleźć, kogoś idealnego. Kobiete, która bedzie pasowac do ciebie jak żadna inna.- patrzylam mu ciągle w oczy i jeszcze nigdy nie widzialam go w takim stanie. Odpowiadał normalnie, ale widać było, że nawet najkrótsze słowo sprawia mu trudności.
- Ale ja już znalazłem i nie chcę innej. Żadna nie będzie taka jak ty. Żadna ci nie dorówna. Żadna nie będzie wystarczająco piękna, mądra, seksowna mam wymieniać dalej ?
- Zbyszek nie możesz byc do konca życia sam.
- Przecież ty będziesz i to mi wystarczy.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
No więc to moj ostatni rozdział w tym opowiadaniu. Dawo już miałam wymyślone zakonczenie historii Zbyszka i Wiktorii, ale jeszcze kilka dni temu zastanawiałam się czy nie zmienic na szczęśliwe. Nie zmieniłam, bo stwierdziłam, że tak musi być. Przez całe opowiadanie zawsze ktoś był komu nie podobał się ten związek, więc uznałam, że pójdę na rękę bohaterom i rozdziele ich na samym końcu tak jak rozdzieliłam na początku Wiktorie i Piotrka. Na dniach pojawi się ostatni post, który napisze Martyna. Mam nadzieję, że historia, którą Wam opowiadałam przez prawie rok podobała się i, że te wszystkie opóźnienia szybko nam wybaczyłyście. Ja się z Wami żegnam i z całego serca dziękuję tym osobom, które nas czytały. Mogę Was zapewnić, że w przeciągu miesiąca powstanie nasze drugie opowiadanie, które na pewno pojawi się na tym blogu, żebyście mogły go znaleźć. Dziękuję i do napisania ! <3 Patrycja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz