piątek, 9 maja 2014

Rozdział LV

Siedziałam na kanapie w starym dresie z kilkoma dziurami, przeżuwając ostatni kęs kanapki, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Założyłam ciepłe kapcie i udałam się do przedpokoju. Za drzwiami stał Zbyszek.
-Co się stało?
-Wiktoria jest w szpitalu-mówił zmarnowanym głosem.
-Coś poważnego?-ta wiadomość bardzo mnie zaniepokoiła. 
-Jeszcze nie wiadomo ale musi zostać na kilka dni w szpitalu. Mam do ciebie prośbę mogłabyś pojechać do nas i ogarnąć jakieś rzeczy dla niej? 
-No jasne, tylko się przebiorę. Wejdź.-otworzyłam szeroko drzwi i zaprosiłam go do środka. Wysoki mężczyzna wszedł za mną i usiadł na krześle, ja pobiegłam na górę. Powiedziałam o wszystkich Michałowi, przebrałam się w jakieś bardziej ogarnięte ubrania i zbiegłam na dół. Bartman nadal siedział na miejscu był bardzo zamyślony. 
-Jestem gotowa możemy jechać-ruszyliśmy do samochodu. Do ich mieszkania nie jechaliśmy długo, ale w aucie panowała dość niezręczna cisza.
-Dobra to powiedz co mam jej spakować-powiedziałam stojąc na środku mieszkania.
-No wiesz takie rzeczy do szpitala.
-Daj mi jakąś torbę albo walizkę.-przyniósł szarą torbę, do której spakowałam pidżamę, dwie koszulki, spodnie dresowe, szlafrok, i wszystkie inne rzeczy związane z higieną.
-Proszę bardzo-uśmiechnęłam się i przekazałam u torbę wypakowaną po brzegi.
-A może pojedziesz ze mną? Będzie jej miło.-zgodziłam się. Po kilkunastu minutach byliśmy przed szpitalem. Obawiałam się tam wchodzić bo miałam świadomość tego, że Wiktoria leży na oddziale, na którym znajdują się tylko kobiety w ciąży. Zbyszek zaprowadził mnie do sali, na której leżała Wiktoria. Była z inną kobietą. 
-Hej.-weszłam i szeroko uśmiechnęłam się do Wiki.
-Zuza jak miło cię widzieć.-próbowała się podnieść jednak wystarczył wzrok Zbyszka, żeby leżała spokojnie w łóżku. Rozmawiałyśmy przez dłuższą chwilę, opowiedziała mi o stanie ich zdrowia. Ciągle powtarzała, że nie martwi się o siebie tylko o małą. Starałam się nie myśleć o moich problemach z zajściem w ciążę, teraz byłam przy niej, żeby ją wspierać. Do sali otworzyły się drzwi, myślałam, że to ktoś w odwiedziny do kobiety, która leżała na sąsiednim łóżku. Myliłam się. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka z dzieckiem na ręku. Widać było, że jest tuż po porodzie. Pielęgniarka ułożyła je w rękach matki. Myślałam, że pęknie mi serce. Przypomniałam sobie o tym, że najprawdopodobniej nigdy nie będę mogła mieć własnego dziecka. Wiktoria widziała wyraz mój twarzy, nie wytrzymałam wyszłam z sali i zadzwoniłam po Winiara. Przyjechał bardzo szybko. 
-Co się stało?-był bardzo zaniepokojony.
-Znów widziałam maleńkie dziecko, taką kruszynkę.-po moich policzkach spływało coraz więcej łez. 
-Spokojnie.-Michał przytulił mnie do siebie. Poszedł na chwilę do Wiktorii, ja zostałam na korytarzu.  Mężczyzna wrócił po kilku minutach. Nie miałam ochoty wracać do sali, udaliśmy się do wyjścia. Czułam, że nasze małżeństwo zaczyna się sypać. Byliśmy ze sobą tak krótko. Postanowiliśmy, że za kilka dni udamy się do ośrodka adopcyjnego.
                                                        ~*~

Wiktoria leży w szpitalu już od kilku dni. Bada ją wielu lekarzy i żaden nie jest pewny swojej teorii. Kilku z nich każe spodziewać się najgorszego, ale żadne z nas nie chce dopuścić do siebie tej myśli, a w szczególności Zbyszek.
-----------------------------------------------------------------------------
Kolejna przerwa i kolejny słaby post. Nie wiem co się ostatnio dzieje, chyba wypadałam z rytmu. Jednak mam nadzieję, że będziecie nadal tu zaglądać. Pozdrawiam Martyna :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz