sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział XXXVI

- Coś jest na rzeczy - powrót Zuzy na noc do domu ciągle mnie zastanawiał.
- Ale co ? - zapytał zdziwiony Bartman.
- Jeszcze nie wiem co, ale się dowiem - wstałam z łóżka i poszłam do pokoju. Zadzwonił mi telefon.
- No jestem w domu, a co ? Chcecie przyjechać ? Teraz? - ciągle zadawałam pytania. - no dobra, czekam.
- Kto wbija ? - zapytał uradowany Zbyszek.
- Nie wiem czy ci bedzie tak wesolo jak sie dowiesz kto wbija - powiedziałam troche wkurzona. On tylko zmarszczył czoło i czekał na wyjaśnienie.
- Moi rodzice zaraz tu będą.
- Co ? - był tak wystraszony, że w każdej chwili mógł wybiec z domu.
- Spokojnie nie pogryzą cię - roześmiałam się i minęłam go w progu.
- Ale co im powiesz ? - dalej ciągnął temat.
- Jak co ? - udawałam, ze nie wiem o co chodzi.
- No co im powiesz jak mnie zobaczą ? - patrzył na mnie przestraszony.
- Jeśli jadą z siostrą to przygotuj sie na zdjecia i na jej pisk - próbowałam go trochę uspokoić, ale on ciągle panikował.
- Nie żartuj sobie. Chce sie jakoś do tego przygotować, żebym nie wyszedł na jakiegoś debila na dzień dobry - zaczęłam się śmiać.
- Zibi luzuj. Oni też są ludźmi, nie zjedzą cię. Poza tym lubią siatkówke i znajdziesz z nimi wspólny temat - przytuliłam go mocno i czułam jak stres go opuszcza.
- Twój ojciec będzie robił przesłuchanie, nie ? - zapytał z uśmiechem.
- Nie będzie robił.
- Niemożliwe. Oni zawsze dbają o swoje córeczki - zażartował.
- Tyle, że ja nie jestem jego córeczką Zbyszku - czekałam aż znowu gały wyjdą mu na wierzch.
- Jak to ?
- No normalnie. To nie jest mój prawdziwy tato - uśmiechnęłam się i nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Zbyszek zerwał się jak oparzony, a ja poszłam otworzyć drzwi.
- Cześć córeczko ! - mama rzuciła się na mnie jakby mnie sto lat nie widziała.
- Mamo udusisz mnie - mówiłam z radością.
- Dziwisz mi się ?! Nawet na swięta nie przyjechałaś - mówiła z wyrzutem, ale nagle głos jej się urwał.
- Coś się stało ? - zapytałam zaniepokojona. Popatrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem i szeroko się uśmiechnęła.
- Noo .. Teraz już wiem dlaczego nie przyjeżdżasz. - założyła ręce na siebie i patrzyła raz na mnie raz na Zbyszka.- Zaraz sobie porozmawiamy koleżanko. - mama powiedziała to w żartach, ale Bartman chyba tego nie zauważył i znów zaczął się denerwować.
- A gdzie Karolina ?
- Zaraz powinna tu być. Poszła do sklepu z Marcinem. - mama ciągle zerkała na Zbyszka. Tylko czekałam aż zaleje mnie pytaniami, a później pretensjami.
- Wika ! Wika ! W twoim mieście mieszkają siatkarze prawda ? - krzyczała 11-latka rozbierają się w korytarzu. Spojrzałam na Zbycha, od razu poprawił mu się humor.
- Tak, kilku jakichś tam mieszka - odpowiedziałam witając się z nią. Zawołałam ją do pokoju w którym siedzieli wszyscy.
- Wi.. Wi.. Wika ?! To .. Co ty ?! Jak ?! - widząc siedzącego Zbyszka 3 metry od niej nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Chodź zawioze cie w jedno miejsce i dam ci coś fajnego - wstał z miejsca, podał jej rękę i pomógł jej się ubrać. Była wpatrzona w niego jak w obrazek. - Będziemy za godzine. Pa.
- No to teraz opowiadaj mi wszystko od samego początku - mama jak zwykle wiedziała jak wykorzystać nieobecność Zbyszka.
- No ale co chcesz wiedzieć ?
- Wszystko ! Ile jesteście już razem ?
- Gdzieś tak z cztery miesiące, ale znamy się dłużej. - odpowiedziałam.
- Cztery miesiące i nic mi nie powiedziałaś ? Zaraz się obrażę.
- Oj mamo. Nie było czasu. - przewróciłam oczami.
- Mam nadzieje, że na ślub będziesz miała czas nas zaprosić - powiedziała burcząc pod nosem.
- Weź już przestań. Lepiej powiedz co u was. - zmieniłam temat, żeby zaraz nie było jakiejś kłótni.
- U nas po staremu. A Zuzy nie ma ? - zapytała rozglądając się po mieszkaniu.
- Nie, chyba poszła do Michała.
- Jakiego Michała ? - w myślach zadawałam sobie to samo pytanie.
- Winiarskiego.
- No to widze, że ładnie się tu ustawiłyście - oparła się o krzesło i szeroko się uśmiechała. Rozmawiałyśmy jeszcze o Zbyszku, ale nie długo.
- Gdzie oni są. Musimy już spadać - mama juz się niecierpliwiła.
- Jesteśmy ! - krzyczała Karolina. Zbyszek nadawał jej swoich koszulek i jakieś pierdoły klubowe. Była wniebowzięta. Pożegnaliśmy się z nimi i pojechali.
- No i przeżyłeś - uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił uśmiech i usiadł przed telewizorem. Wzięłam telefon i postanowiłam zadzwonić do Zuzy. Nie odbierała. Nagrywałam jej się na sekretarkę, wysyłałam sms-y a ona nie raczyła odpisać.
- Chodź spać - zaszedł mnie od tyłu.
- Nie moge. Czekam na Zuźke.
- No co ty. Przecież ona wróci gdzieś po północy - próbował mnie zniechęcić, żebym poszła z nim do łóżka.
- Poczekam na nią. Musze się w końcu dowiedzieć gdzie ona spędza tyle czasu. - mówiłam uparcie.
- Jezu Wiktoria proszę cię - robił maślane oczy, czekając aż się poddam.
- Możesz tu ze mną poczekać jak tak bardzo bedziesz tęsknić - uśmiechnęłam się i poszłam do salonu. Przyszedł zaraz za mną.
- Wikuś - wymruczał mi do ucha - no chodź.
- Mówiłam ci już, że czekam na Zuźke. Na chwilę przestał, ale ledwo minęło 5 minut a on znowu zaczął. Najpierw niewinnie bawił się moimi palcami u dłoni a później łaskotał mnie po kolanie. Zbliżała się północ a jej nadal nie było.

----------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział taki trochę o niczym, ale myślę, że go przeczytacie. Komentujcie jak tylko możecie bo to na prawdę pomaga :-). Patrycja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz